Wakacyjny romans, część 7
Wakacyjny romans Część 7 i ostatnia To był ostatni dzień. Cały ranek spędziłam w milczeniu, składając ubrania i wrzucając je do torby. Każdy ruch wydawał się symboliczny, każda złożona bluzka była jak cegła muru, który powoli zaczynałam stawiać między tym, co było tutaj, a tym, co czekało mnie po powrocie do Łodzi. Do pracy, do codzienności, do życia, które nagle wydawało się obce. Próbowałam nie myśleć. Wykonywałam mechaniczne czynności: segregowanie rzeczy, zapinanie suwaka, pakowanie kosmetyczki, sprawdzanie dokumentów. Ale gdzieś w środku wszystko mnie bolało. Ten pokój, ten balkon z widokiem na morze, zapach lata unoszący się w powietrzu… i jego obecność. W ciągu tych kilku tygodni stał się częścią mojej rzeczywistości — tak intensywną, że aż nierealną. Wieczorem przyszedł. Wszedł bez słowa, jak zwykle. Przyniósł swoją obecność i ten spokój, którego tak bardzo potrzebowałam. Myślałam, że po prostu się położymy, jak przez większość nocy tego lata — wtuleni w siebie, w milczeni...