Wakacyjny romans, część 1

Wakacyjny romans

Część 1.

Opowieść erotyczna autorstwa Eweliny Izabelli P.


Gdynia — jeden z największych portów morskich w Polsce, po Gdańsku i Szczecinie, a jednocześnie jedno z moich ulubionych miast na polskim wybrzeżu. Do Trójmiasta przyjeżdżam na wakacje od kilku lat. Uwielbiam nadmorski krajobraz, zabytkowe uliczki starego miasta w Gdańsku, sopockie molo, widok ogromnych statków cumujących w gdyńskim porcie, a przede wszystkim zachód słońca nad horyzontem morza. Nie ma nic bardziej magicznego.


Na urlop czekałam z utęsknieniem już od początku wakacji. Tygodnie w pracy ciągnęły się w nieskończoność, a ja marzyłam tylko o chwili wytchnienia. Wreszcie nadszedł ten upragniony dzień. Wszystko miałam już spakowane, szybko zniosłam walizkę do samochodu i ruszyłam w trasę. Pogoda była piękna, włączyłam klimatyzację, ustawiłam w telefonie mapę dojazdu, odpaliłam radio i rozkoszowałam się podróżą. Mimo sporego ruchu po niecałych pięciu godzinach dotarłam na miejsce.


Zaparkowałam w garażu podziemnym pod blokiem i wysiadłam z auta. Wzięłam walizkę z bagażnika i ruszyłam w stronę klatki schodowej. Miałam wynajęte małe mieszkanie od przemiłej starszej pani — pięknie urządzoną kawalerkę w apartamentowcu na ostatnim piętrze, około 900 metrów w linii prostej od portu. Z przestronnego balkonu rozciągał się widok na panoramę miasta.


– Proszę, tutaj masz klucze. Gdybyś czegoś potrzebowała, dzwoń — powiedziała na pożegnanie właścicielka.

Podziękowałam i została sama. Postanowiłam się rozpakować i wziąć prysznic.


W łazience zaraz przy drzwiach po prawej stronie stała umywalka z dużym podświetlanym lustrem. W głębi po lewej przeszklona kabina prysznicowa, a obok w rogu toaleta. Płytki podłogowe były w odcieniach beżu, ściany kremowo-białe. Na podłodze przy prysznicu leżał ciemnoszary, puszysty dywanik, a na wieszaku wisiał duży kąpielowy ręcznik w podobnym kolorze oraz mniejszy do rąk.


Powoli się rozebrałam i weszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę i wyregulowałam jej temperaturę. Ciepłe strużki spływały po moich włosach, ramionach, plecach, piersiach, brzuchu aż do mojego łona. Odchyliłam głowę do tyłu, zamknęłam oczy i rozkoszowałam się chwilą. Wzięłam kremowy żel pod prysznic o zapachu maliny z piwonią i dokładnie umyłam ciało — od ramion i szyi, przez duże, krągłe piersi, lekko wystający brzuch, dużą pupę, delikatnie owłosioną cipkę, aż po smukłe, długie nogi. Z trudem umyłam plecy, a na koniec nałożyłam szampon na włosy, delikatnie masując skórę głowy. Po dokładnym spłukaniu wyszłam spod prysznica i powoli wycierałam się ręcznikiem, rozmyślając.


Gdzie powinnam pójść najpierw? Na plażę poopalać się? A może pozwiedzać miasto? A może wybrać się na obiad do jakiejś sympatycznej knajpki? — pytałam samą siebie. Postanowiłam udać się do centrum, zjeść obiad, zrobić zakupy i trochę pozwiedzać okolicę.


Ubrałam się szybko w długą, zwiewną, kwiecistą sukienkę i sandałki na koturnie. Zrobiłam lekki makijaż, na koniec wysuszyłam i ułożyłam włosy. Stanęłam przed dużą szafą z lustrem i spojrzałam na siebie krytycznie.


Miałam 32 lata. Moje długie, proste, farbowane na ciemnoblond włosy spływały kaskadą po ramionach. Szaroniebieskie oczy były oknem mojej duszy i odbijały wszystkie uczucia; delikatny makijaż podkreślał ich głębię. Ładnie wykrojone, różowe usta uśmiechały się delikatnie. Duże, pełne piersi unosiły się i opadały w rytm oddechu. Szerokie biodra i nieco węższa talia ładnie podkreślone sukienką, a smukłe, zgrabne nogi optycznie wydłużały beżowe buty na korkowej koturnie. Uznałam, że wyglądam całkiem dobrze i mogę wyjść. Wzięłam torebkę i założyłam słomkowy kapelusz z granatową kokardą. Zamknęłam drzwi i ruszyłam na podbój Gdyni.


Szybko dotarłam do centrum. Było tłoczno i gwarno, a żar lał się z nieba. Udałam się do restauracji przy Skwerze Kościuszki niedaleko portu. Jedzenie było smaczne i pożywne, a klimatyzowane wnętrze pozwoliło się ochłodzić.


***


Wieczór przyniósł lekkie ochłodzenie. Postanowiłam wybrać się na plażę, by podziwiać zachód słońca. Ubrałam długą, zwiewną, białą sukienkę zapinaną na guziki, białe sandałki typu rzymianki oraz dzianinowy, zapinany sweterek w kolorze chabrowym. Poprawiłam makijaż, dodając na powiekę iskrzący się srebrny cień.


Ruszyłam w stronę portu, od Skweru Kościuszki skręcając w prawo. Przeszłam przez park im. Rady Europy, kierując się na miejską plażę i dalej na Bulwar Nadmorski. Spacerowało tam wielu ludzi w różnym wieku. Widok na morze był piękny — słońce zaczęło właśnie zachodzić, a niebo przybrało karmazynową barwę. Usiadłam na ławce i jak urzeczona wpatrywałam się w horyzont. Powietrze było gorące i ciężkie, przesycone wilgocią, jakby lada chwila miała nadejść burza.


W kilka minut nad moją głową pojawiły się złowrogie, ciemne chmury. Zrobiło się ponuro, a pierwsze krople deszczu spadły nieśmiało na rozgrzany beton bulwaru. Zerwałam się z ławki i zaczęłam gorączkowo szukać schronienia. Chwilę później rozpadało się na dobre. Przemoczona dotarłam do pubu, gdzie tłoczyli się już ludzie. Nie było gdzie usiąść. Liczyłam, że szybko się rozpogodzi, ale to były tylko pobożne życzenia.


Nagle niebo rozdarła błyskawica, a w oddali rozległ się grzmot. Mimowolnie zadrżałam, ale postanowiłam jak najszybciej wrócić do mieszkania.


Wyszłam z pubu, a ulewa lała jak z cebra. Przeklęłam w duchu swoją głupotę i ruszyłam bulwarem. Nagle usłyszałam czyjś głos. Odwróciłam się i zobaczyłam podbiegającego młodego chłopaka z otwartym parasolem.


– Przepraszam, czy mogę odprowadzić panią do domu? Strasznie pada, jeszcze się pani przeziębi.


Wzruszyłam ramionami, nie wiedząc co powiedzieć. Uśmiechnął się nieśmiało i podał mi ramię. Miał na oko około dwudziestu kilku lat, może maksymalnie 25. Nie przyglądałam mu się zbyt uważnie, mój wzrok był zwrócony ku morzu, gdzie wysokie fale rozbijały się z hukiem o brzeg.


Ruszyliśmy przed siebie. Przytulona do jego boku, czułam się bardzo niezręcznie. W pośpiechu dotarliśmy pod blok, w którym mieszkałam. Zatrzymaliśmy się przed klatką, oboje zażenowani, nie wiedząc, jak się zachować. Czułam, jak sukienka lepi mi się do pleców. Marzyłam tylko o gorącym prysznicu i ciepłej herbacie, ale nie potrafiłam się ruszyć. Czułam na sobie jego spojrzenie, lecz nie miałam odwagi spojrzeć mu w twarz. Wydukałam tylko pospieszne „dziękuję” i uciekłam do klatki. Wbiegłam po schodach, nawet nie czekając na windę. Dopiero na czwartym piętrze przystanęłam, zdyszana.


Wtedy zrodziła się we mnie szalona myśl — może to wcale nie był przypadek, że los postawił na mojej drodze właśnie tego chłopaka? Może to początek jakiejś wspaniałej przygody? Poczułam się głupio, że tak po prostu go zostawiłam. Zbiegłam po schodach i wybiegłam z klatki na zimny, ulewny deszcz. Gorączkowo szukałam wzrokiem młodego, wysokiego chłopaka z parasolem, ale na próżno.


Nagle, w oddali, zobaczyłam jego sylwetkę. Ruszyłam biegiem w jego stronę, krzyczałam, ale ulewa zagłuszała moje słowa. W końcu go dogoniłam. Chwyciłam go za ramię, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego słowa. Byłam zdyszana. Drgnął i odwrócił się ku mnie. Na jego twarzy malowało się przerażenie, ale gdy mnie zobaczył, rozpromienił się i uśmiechnął. Miał cudowne oczy koloru zielonych oliwek, zniewalający uśmiech i wilgotne włosy z długą grzywką, która opadała w nieładzie na jego młodą, szczupłą twarz.


— A jednak wróciłaś — powiedział cicho, patrząc mi uważnie w oczy.

— Tak — odparłam krótko, lekko się uśmiechając.


Po chwili dodałam:

— Chcesz może coś ciepłego do picia? Oboje jesteśmy przemoknięci.


Przytaknął, i poszliśmy do mnie.

Długo rozmawialiśmy przy gorącej herbacie. Dowiedziałam się, że ma na imię Łukasz, niecały miesiąc temu skończył 22 lata i na wakacje przyjechał do rodzinnej Rumii koło Gdyni. Na co dzień studiuje administrację na Uniwersytecie Warszawskim. Opowiedział, że poznał tam dziewczynę i chciał być blisko niej, dlatego postanowił się przeprowadzić. Niestety, na drugim roku zerwała z nim. Był zrozpaczony, ale postanowił dokończyć studia i pokazać wszystkim, że jest wart więcej, niż się spodziewali. Rodzice bardzo go wspierali, także finansowo.


Słuchałam go z empatią, wzbudzał we mnie coraz więcej sympatii. Podobał mi się. Sprawiał wrażenie pewnego siebie chłopaka, który wie, czego chce.


„A gdyby tak go pocałować?” — przemknęło mi przez myśl. Spojrzałam mu głęboko w oczy, lekko przechylając głowę.


— Może już pójdę — powiedział nagle, wstając od stołu.

— Zostań, proszę, zobacz, jak leje.

— Jest już późno. Rodzice będą się martwić — odpowiedział.


Spojrzałam na zegarek — wpół do dziesiątej. Wiedziałam, że ma rację i nie powinnam nalegać. Jednak w tej chwili poczułam pożądanie i nie chciałam, żeby nasza znajomość tak szybko się skończyła. Obiecał, że jutro się spotkamy. Dałam mu swój numer telefonu. Pożegnaliśmy się, a on wyszedł, zostawiając mnie z gonitwą rozbieganych myśli. Wstałam od stołu, pozbierałam kubki po herbacie i poszłam do kuchni. Umyłam naczynia, a potem wzięłam szybki, ciepły prysznic i położyłam się do łóżka. Próbowałam zasnąć, ale podniecenie nie dawało mi spokoju.


Nagle usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS-a z nieznanego numeru. Przeczytałam:


Cześć. Z tej strony Łukasz. Miło było Cię poznać. Myślę o Tobie. Buziaki : Dobrej nocy.*


„Myśli o mnie? Co to znaczy?” — zastanawiałam się, wpatrując się w migoczące światła za oknem.


Dochodziła północ. Wiedziałam, że powinnam już spać, żeby rano być wypoczęta. Jednak nadal wpatrywałam się w telefon, nie wiedząc, co odpisać i czy w ogóle powinnam. W końcu dałam sobie spokój i wygasiłam ekran. Zapadłam w niespokojny, płytki sen, w którym moje najdziksze fantazje miały swoje spełnienie.


Śniłam o Łukaszu — o jego młodym, szczupłym ciele, oczach pełnych namiętności, miękkich i słodkich ustach, dłoniach, które przynosiły ukojenie mojej rozpalonej skórze, nagich ramionach, w których mogłam się schronić, niesfornych włosach miękko prześlizgujących się przez moje palce, i przede wszystkim o jego męskości, która miała dać mi spełnienie.


Przez moją głowę przewijały się fantastyczne obrazy, surrealistyczne i niepodlegające prawom fizyki. Byliśmy na plaży, a piasek miał miękkość aksamitu. Powietrze wokół nas wirowało, a srebrzysty pył spływał z księżycowego blasku. Byliśmy nadzy, a wokół nie było nikogo poza nami. W uszach słyszałam muzykę płynącą znad morza, niesioną orzeźwiającą morską bryzą.


Przywarliśmy do siebie jak wygłodniałe wilki — oboje niezależni i silni, a jednak tak bardzo potrzebujący siebie nawzajem. Kiedy nasze usta się złączyły, ogień wypełnił moje wnętrze, a ciało zapłonęło pożądaniem. Jego język wsuwał się lubieżnie, szukając mojego. Dłonie wędrowały po moim rozgrzanym ciele.


Padliśmy na piasek, na którym w tajemniczy sposób zmaterializował się duży, puszysty koc. Leżałam na plecach, oddychając głęboko, a Łukasz pochylał się nade mną, patrząc mi głęboko w oczy. Wyciągnęłam dłonie i przygarnęłam go do siebie. Chciałam, żeby dał mi orgazm — narastające podniecenie było dla mnie wręcz bolesne. Jednak nie spieszył się. Powoli masował moje piersi, stwardniałe sutki głaskał opuszkami palców, a mnie przechodziły raz po raz dreszcze. Rozsunęłam uda, jęknęłam cicho i zamknęłam oczy. Poczułam wilgotny język na szyi, a dłoń przesunęła się niżej, po brzuchu, w stronę mojej kobiecości.


Pragnęłam wszystkimi zmysłami poczuć Łukasza. Byłam gotowa, chętna i bardzo zniecierpliwiona.


Sen zaczął się rozmywać, kontury stawały się coraz mniej wyraźne, ale za wszelką cenę starałam się utrzymać ten stan. Niespokojnie przewracałam się z boku na bok w łóżku, a prześcieradło lepiło się do mojego ciała. Byłam rozgorączkowana i bezwiednie wypowiadałam jego imię wśród cichych jęków.


Sen się zmienił. Znalazłam się w ciemnym, wilgotnym lochu, przykuta do metalowego łóżka grubymi łańcuchami. Tym razem nie byłam naga — miałam na sobie koronkowe, prześwitujące body. Panował półmrok, a ciemność rozświetlały jedynie upiorne, czarne świece. Usłyszałam kroki w głębi korytarza, a potem wysoką, szczupłą postać wyłaniającą się z mroku. Mężczyzna miał w ręku skórzany bicz pleciony z rzemieni. Przerażona chciałam coś powiedzieć, ale nie byłam w stanie wydobyć z siebie słowa.


Łukasz stanął przy łóżku, pogładził mnie po udzie, a potem przesunął bicz wzdłuż mojego ciała, zaczynając od kroku, a kończąc na biuście. Mocno ścisnął moje piersi przez cienki materiał body. Krzyknęłam, ale mój krzyk utonął w mroku.


Niespodziewanie Łukasz wyswobodził mnie z okowów. Kazał mi wstać, co posłusznie uczyniłam. Zdarł ze mnie ubranie i brutalnie włożył palce w moją cipkę. Bez ostrzeżenia, bez żadnego pobudzenia. Stał za mną, całował moją szyję i kark, a dłonią pieścił wnętrze mojej pochwy. Chwilę później odsunął się ode mnie. Nie śmiałam odwrócić się w jego stronę. Usłyszałam metaliczny brzdęk łańcuchów. Momentalnie zostałam do nich przykuta, dłonie zawisły nade mną, stałam w lekkim rozkroku, nie mogąc się ruszyć.


Wtedy poczułam pierwsze uderzenie — świst bicza przeszył powietrze. Zostawił na mojej skórze piekący, czerwony ślad, a za nim kolejne. Trwało to dłuższą chwilę. Czułam wszystko, jakby działo się naprawdę, choć bardziej przytłumione.


Łukasz odłożył bicz, podszedł do mnie od tyłu, odgarnął moje włosy i pocałował kark. Delikatny dreszcz przeszył mnie na wskroś. Chwilę później poczułam jego dużego i twardego penisa, który brutalnie wbił się we mnie. Krzyknęłam.


A sekundę później się obudziłam. Byłam cała mokra, prześcieradło lepiło się do mojego ciała. Byłam rozpalona i rozkojarzona. Przez chwilę nie wiedziałam, czy to tylko sen, czy wydarzyło się naprawdę. Jednak w miarę odzyskiwania świadomości zaczęłam zdawać sobie sprawę, że to wszystko tylko mi się przyśniło.

Komentarze

  1. Pogubiłem sie tu w tych komentarzach, moze napisz do mnie na maila : wiech_651@wp.pl, tak bedzie prosciej :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wakacyjny romans, część 7

Miłość w szklanych ścianach część 1