Wakacyjny romans, część 2

 Wakacyjny romans

Część 2.

Opowieść autorstwa Eweliny Izabelli P.


Wstałam z łóżka o chwiejnych nogach cały czas mając w głowie obrazy z moich dzikich snów. Wzięłam do ręki telefon i zauważyłam, że Łukasz napisał mi jeszcze jedną wiadomość dzisiaj rano.


Cześć. Mam nadzieję, że dobrze spałaś. Nie mogę doczekać się naszego spotkania. Powiedz gdzie i o której. 


Zaczęłam się gorączkowo zastanawiać czy to na pewno dobry pomysł. Znamy się dosłownie od kilku godzin, a Łukasz już tak bardzo wkręcił się w naszą znajomość. Postanowiłam mu jednak odpisać. Spojrzałam na godzinę. Dochodziła 10:00.


Cześć Łukasz. Możemy się spotkać o 15:00 przy porcie koło Daru Pomorza.


Odpowiedź przyszła błyskawicznie. Odpisał krótkie:


Ok. Będę.


Postanowiłam zjeść śniadanie. Zrobiłam sobie na kanapki z szynką i serem. Potem zaparzyłam sobie kawę i dolałam mleka. Wypiłam w zamyśleniu, cały czas zastanawiając się czy postępuję słusznie i czy to wszystko ma jakikolwiek sens. Westchnęłam, umyłam naczynia i poszłam wziąć szybki prysznic. Wytarłam się i poszłam do pokoju, aby poszukać w walizce moich ciuchów. Stałam tak przez chwilę kompletnie nago, zastanawiając się w co mam się ubrać. Pogoda była piękna, od samego rana świeciło słońce.

Spojrzałam na godzinę w telefonie, był prawie kwadrans po dwunastej. Sprawdziłam też pogodę - na dzisiaj nie zapowiadali deszczu, a temperatura miała sięgnąć po południu 32 stopni. 

Miałam jeszcze dwie i pół godziny do wyjścia. Stwierdziłam, że założę dwuczęściowy, niebieski kostium kąpielowy, błękitne szorty i zwiewną bluzeczkę w kolorze dojrzałej moreli. 

Wzięłam koc, ręcznik, bieliznę na zmianę, olejek do opalania i kremowy sweterek, gdyby wieczorem zrobiło się chłodniej. Zrobiłam delikatny makijaż, związałam włosy w wysoki kok i założyłam okulary przeciwsłoneczne. Zabrałam telefon oraz klucze i wyszłam z mieszkania.

Udałam się prosto na plażę. Po kilkunastu minutach marszu byłam na miejscu. Na plaży było bardzo dużo ludzi. Żar lał się z nieba. Od razu zapragnęłam wskoczyć do morza, by się trochę ochłodzić, ale nie mogłam zostawić swoich rzeczy na brzegu bez opieki. Mimo wszystko ruszyłam w stronę wody. Zdjęłam sandałki i od razu poczułam gorący piasek, który parzył moje stopy. W końcu poczułam upragniony chłód zimnej, morskiej wody. Zaczęłam iść brzegiem morza w kierunku promenady i Redłowa. Wiedziałam, że będę musiała się cofnąć, bo przecież umówiłam się z Łukaszem przy Daru Pomorza.

Idąc tak brzegiem morza nagle naszła mnie nieodparta ochota na lody. Ruszyłam więc powoli w stronę promenady i kolorowych budek z jedzeniem i piciem. Kupiłam sobie po jednej gałce śmietankowych i truskawkowych lodów, po czym ruszyłam dalej w kierunku portu. 

W cieniu drzew było nieco chłodniej. Przysiadłam na ławce i zaczęłam się zastanawiać co będziemy robić z Łukaszem tego wieczoru. Nie wiedziałam czego się spodziewać.

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz, była 14:45. Serce zabiło mi trochę szybciej. Wzięłam głęboki oddech, wstałam z ławki i ruszyłam w kierunku portu. Dar Pomorza wyłaniał się zza budynków, dumny i biały, jakby sam był świadkiem setek takich historii. Mój wzrok automatycznie wypatrywał sylwetki Łukasza. Czułam rosnące napięcie.

Zobaczyłam go z daleka. Stał oparty o barierkę, ubrany w jasną koszulę z podwiniętymi rękawami i ciemne krótkie spodenki. Gdy mnie zauważył, uśmiechnął się szeroko i ruszył w moim kierunku.

– Cześć – powiedział z lekką chrypką w głosie. – Wyglądasz… wow.

Zaśmiałam się cicho, odwracając wzrok, jakby to mogło ukryć moje zmieszanie.

– Cześć. Czekałeś długo?

– Nie, dopiero przyszedłem. Ale czekałem na ten moment od rana – dodał z uśmiechem.


Ruszyliśmy spacerem w stronę falochronu. Morze lśniło w słońcu, a lekkie podmuchy wiatru łagodziły upał. Łukasz opowiadał o swoim znajomym, który miał jacht, o jego firmie i znajomościach z celebrytkami. Słuchałam go, ale myślami wciąż byłam gdzieś pomiędzy porannym snem a rzeczywistością. Było w nim coś, co nie dawało mi spokoju. Coś, co kusiło i jednocześnie ostrzegało.

Po chwili milczenia zapytał:

– A może chciałabyś popłynąć ze mną w rejs o zachodzie słońca? To nic oficjalnego, po prostu mały, prywatny wypad.

Spojrzałam na niego z lekkim zaskoczeniem. W jego oczach nie było nic podejrzanego — tylko szczera ekscytacja.

– Brzmi kusząco – odpowiedziałam po chwili. – Ale… chyba jeszcze nie wiem, czy ci na tyle ufam.

Łukasz uniósł brwi, ale uśmiech nie zniknął z jego twarzy.

– I bardzo dobrze. Każda decyzja powinna mieć swój czas. Jeśli nie dziś, to może jutro? A dzisiaj możemy po prostu pójść na piwo albo… zrobić cokolwiek, co chcesz.

Zaskoczyła mnie jego otwartość i brak nacisku. To było inne niż to, do czego przywykłam. Może dlatego zgodziłam się, by usiąść z nim na plaży przy zachodzie słońca, z butelką cydru w ręku i rozmowami, które, choć lekkie, coraz bardziej wchodziły pod skórę.

Słońce chyliło się ku horyzontowi, a ja po raz pierwszy od dawna poczułam tę ekscytację i podniecenie samą jego bliskością.

– Chodź – powiedziałam. – Zgłodniałam.

– Ja też – przyznał. – I nie tylko na jedzenie.

Spojrzałam na niego z przymrużonymi oczami.

– Uważaj, chłopcze z administracji, bo się zapędzisz.

Uśmiechnął się i podał mi rękę. Ujęłam ją bez wahania. Wstaliśmy z koca, wzięliśmy nasze rzeczy i ruszyliśmy razem w stronę miasta.

Zjedliśmy coś lekkiego w małej knajpce przy plaży — grillowane krewetki, sałatkę z pomidorami i fetą, do tego po lampce białego wina. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Czułam, jak napięcie między nami rośnie. Jego spojrzenia stawały się coraz bardziej intensywne, dłuższe, jakby chciał czytać ze mnie jak z książki.

Zapytał, czy odprowadzić mnie do mieszkania. Zgodziłam się bez wahania.

Weszliśmy do środka, a ja natychmiast zdjęłam sandały i rzuciłam torbę w kąt. On stał jeszcze przez chwilę przy drzwiach, jakby nie był pewien, co dalej. Podeszłam do niego powoli, stanęłam naprzeciwko i spojrzałam mu prosto w oczy. Bez słowa.

– Jesteś pewna? – zapytał cicho.

Odpowiedziałam mu pocałunkiem.

Tym razem nie było już żadnych barier. Objął mnie stanowczo, ale z czułością. Nasze ciała zbliżyły się do siebie jakby znały się od dawna. Pocałunki stały się głębsze, bardziej zachłanne. Czułam jego dłonie na moich plecach, potem wślizgujące się pod cienką bluzkę. Moje ciało reagowało instynktownie, drżało pod jego dotykiem.

Powoli przeszliśmy do sypialni. Ściągał ze mnie ubrania z taką uważnością, jakby każde z nich było warte zapamiętania. Ja też nie byłam bierna — rozpinałam guziki jego koszuli, dotykałam jego torsu, poznawałam go dotykiem, czułam zapach skóry, ciężki od emocji tego wieczoru.

Kiedy nasze ciała zetknęły się bez żadnych barier, wszystko stało się naturalne. Jakbyśmy tego chcieli od zawsze. Było w tym coś z dzikości, ale i delikatności. Nie spieszyliśmy się. Liczyła się każda sekunda, każdy oddech, każdy szept, który gdzieś pomiędzy nami się zgubił. Jego zwinne palce penetrował moje ciało kawałek po kawałku, a gorące usta całowały moją szyję, piersi, brzuch, uda… by na końcu zagłębić się pomiędzy nami i rozkoszować się moją kobiecością.

Czułam w sobie jego pewne, ale delikatne ruchy języka. Dotykał mnie z czułością, jakbym była kruchą figurką z porcelany. Było zupełnie inaczej niż w moich snach. Ale było prawdziwe i niezwykle przyjemne. 

Po dłuższej chwili oderwał się ode mnie i spojrzał mi głęboko i czule w oczy jakby szukał w nich potwierdzenia. 

Chciałam wykrzyczeć, że właśnie tego teraz pragnę, ale zamiast słów przyciągnęłam go do siebie i mocno pocałowałam. Ujęłam w dłoń jego penisa, czułam jak pulsuje i pręży się. 

W końcu klęcząc pomiędzy moimi udami pochylił się nade mną, nakierował penisa do wnętrza mojej pochwy i powoli włożył go do środka. Jęknęłam cicho. Fala rozkoszy rozlała się po moim ciele.

Objęłam go nogami, a dłonie zarzuciłam na jego ramiona. Wtuliłam się całym ciałem i oddałam bezgranicznie tej chwili. Nie liczyło się nic więcej, byliśmy tylko on i ja. Chciałam żeby ta chwila trwała wiecznie.

Jego ruchy były płynne, namiętne, doskonale wiedział jak sprawić żebym odleciała. I w końcu eksplodowałam, krzycząc jego imię zaczęłam szczytować, ale on nie przestawał. Prowadził mnie do kresu wytrzymałości po dobrze mi znanej, choć lekko już zapomnianej ścieżce rozkoszy.

Po wszystkim leżeliśmy obok siebie w ciszy. Czułam się bezpieczna, spokojna… choć gdzieś w głowie czaiła się myśl: Co dalej?

Ale na razie nie chciałam jej dopuszczać do głosu.

Leżałam z głową na jego ramieniu, wsłuchana w jego oddech. A on, jeszcze nieśmiało, głaskał mnie po włosach, jakby się bał, że jeśli przestanie, to ta chwila zniknie.

– Nie żałujesz? – zapytał w końcu.

– Nie – odpowiedziałam. – A ty?

– Żałuję tylko, że nie spotkaliśmy się wcześniej.

Uśmiechnęłam się.

Ale to przecież dopiero początek.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wakacyjny romans, część 1

Wakacyjny romans, część 7