Wakacyjny romans, część 5
Wakacyjny romans
Część 5
Tego ranka obudziłam się w jego ramionach, otulona ciepłem i spokojem. Słońce leniwie wpadało przez zasłony, a zapach morskiej bryzy unosił się w powietrzu. Wszystko wydawało się idealne.
Jednak spokój nie trwał długo. Telefon Łukasza zaczął wibrować na stoliku nocnym. Spojrzał na ekran i zbladł.
— To Karolina — powiedział cicho.
Odebrał, a ja słuchałam jego krótkich, zdawkowych odpowiedzi. Po zakończeniu rozmowy spojrzał na mnie z niepokojem.
— Chce się spotkać. Mówi, że to ważne.
Zgodził się, choć widziałam w jego oczach niepewność. Po jego wyjściu próbowałam zająć się czymś innym, ale niepokój nie dawał mi spokoju.
Kilka godzin później wrócił do wynajmowanego przeze mnie mieszkanie, a jego twarz była napięta.
— Karolina insynuowała, że jesteś na tyle starsza, że mogłabyś być moją ciotką. Mówiła, że to dziwne, że spotykam się z kimś dużo starszym. Że to tylko chwilowa fascynacja, która szybko zniknie.
Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Wszystkie moje obawy i kompleksy wróciły z podwójną siłą.
— Nie słuchaj jej — powiedział stanowczo, widząc moją reakcję. — Jesteś dla mnie najważniejsza.
Ale słowa Karoliny zasiały ziarno niepewności. Zaczęłam porównywać się do niej — młodszej, bardziej beztroskiej. Czy naprawdę mogłam konkurować z jej świeżością i energią?
Wieczorem poszliśmy na spacer podziwiać zachód słońca. Gdy siedzieliśmy razem na plaży, próbowałam ukryć swoje emocje i skupić się na pięknie chwili i jego obecności. Ale Łukasz zauważył, że coś jest nie tak.
— Wiem, że to cię poruszyło — powiedział, biorąc mnie za rękę. — Ale dla mnie liczy się to, co jest między nami.
Przyciągnął mnie do siebie, a jego pocałunki były pełne namiętności i zapewnienia. Chciał mi pokazać, że jestem dla niego piękna, pożądana, niezależnie od wieku.
Wokół nas było mnóstwo ludzi, ale zachowywaliśmy się jakbyśmy byli tam całkiem sami, nie obchodziło nas to, co pomyślą inni.
Gdy się od siebie odsunęliśmy, a rzeczywistość znowu zaczęła wracać do mnie ze zdwojoną siłą, w głębi duszy wiedziałam już, że Karolina nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Czułam, że to dopiero początek jej intryg. Choć zapewnienia Łukasza wydawały się szczere i pełne prawdziwych uczuć, moja intuicja podpowiadała mi, że moje zaufanie do niego zostanie wystawione na próbę.
Kolejny dzień zaczął się zwyczajnie. Wspólne śniadanie, krótki spacer, ciepłe spojrzenia. Ale pod powierzchnią wciąż coś się tliło. Moje myśli wracały do słów Karoliny jak do drzazgi, której nie mogłam się pozbyć.
Łukasz próbował być blisko, dotykał mnie częściej, mówił więcej. Ale ja czułam, że w jego spojrzeniu kryje się jakiś cień — coś, czego nie dopowiada.
Po południu wyszłam sama na plażę. Potrzebowałam chwili ciszy, przestrzeni, by poukładać sobie wszystko w głowie. Siedziałam na piasku, zapatrzona w linię horyzontu, kiedy kątem oka zobaczyłam ją.
Karolina.
Siedziała kilka metrów ode mnie, udając, że mnie nie zauważa. Ale w końcu spojrzała i uśmiechnęła się — ten uśmiech nie był przyjazny.
— Możemy porozmawiać? — zapytała, jakbyśmy były starymi znajomymi.
Nie odpowiedziałam, ale nie odeszłam, więc podeszła bliżej.
— Nie chcę cię ranić. Naprawdę. Po prostu uważam, że powinnaś wiedzieć, że Łukasz nie do końca był z tobą szczery.
Spojrzałam na nią uważnie, milcząc.
Wyjęła telefon z torebki, przewinęła coś na ekranie i pokazała mi kilka wiadomości. Zdjęcia rozmów. Daty. Wszystkie sprzed naszego pierwszego pocałunku… ale jedna była sprzed dwóch dni. Krótka, niby nic:
„Dobrze cię było zobaczyć. Było jak kiedyś.”
Poczułam, jak coś we mnie pęka.
— Wiesz… on nie jest zły. Po prostu młody. Lubi czuć się chciany. A ja go znam. Zawsze wracał do mnie, kiedy czegoś mu brakowało — dodała miękko, z pozornym współczuciem w oczach.
Nie odpowiedziałam. Nie chciałam dać jej satysfakcji. Ale nie mogłam też udawać, że to nic nie znaczy.
Wróciłam do mieszkania. Nie było tam Łukasza, a wszystko wydawało się puste i ciche. Nagle jednak usłyszałam pukanie do drzwi. Domyśliłam się. Otworzyłam i zobaczyłam go w progu, od razu się uśmiechnął, ale mój wzrok wszystko zdradził.
— Co się stało? - zapytał zamiast powitania.
Zaprosiłam go do środka i poprosiłam, aby usiadł. Wpatrywał się we mnie zdezorientowany, a ja wytrzymałam jego spojrzenie. W końcu wyznałam:
— Widziałam Karolinę. Pokazała mi wasze wiadomości.
Zamarł. Opuścił wzrok. Potem przysunął się do mnie i próbował mnie objąć. Odtrąciłam go, czekając na wyjaśnienia.
— Chciałem ci powiedzieć, ale nie wiedziałem jak. To było… to nic nie znaczyło. My się po prostu przypadkiem spotkaliśmy, rozmawialiśmy chwilę. A ta wiadomość… była głupia. Niepotrzebna.
Milczałam.
— Spotykałem się z nią, zanim poznałem ciebie. Myślałem, że to może pomoże mi pozbierać się po tym, co przeżyłem w Warszawie. Ale nic z tego nie wyszło. I kiedy pojawiłaś się ty… wszystko się zmieniło.
— Ale nie przestałeś z nią pisać.
— Bo się bałem. Że to się nie uda. Że też odejdziesz. Trzymałem się tego, co było znajome. Ale to nie usprawiedliwia mojego zachowania. Przepraszam. - powiedział z rezygnacją w głosie.
Chwilę oboje milczeliśmy. Nie wiedziałam co o tym myśleć.
W końcu Łukasz uniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy.
— Zakochałem się w tobie. Od pierwszego dnia. Tylko nie umiałem ci tego powiedzieć. Ale to prawda. I teraz nie chcę nikogo poza tobą.
Chciałam wierzyć. Tak bardzo. Ale ziarno niepewności kiełkowało.
— Muszę to przemyśleć — powiedziałam cicho. — Potrzebuję kilku dni. Dla siebie.
Nie protestował. Tylko skinął głową, jakby wiedział, że już nic nie zależy od niego. Wstał i cicho opuścił mieszkanie. Zostałam sama.
Tego wieczoru po raz pierwszy spaliśmy osobno.
W nocy spałam niespokojnie. Budziłam się co godzinę, zlana potem, z bijącym sercem i obrazami, które nie chciały zniknąć. Miałam sny o nim i Karolinie. Jej nagie, młode ciało w jego silnych ramionach. Skóra gładka, jędrna, nieskazitelna. Jej ciało zdawało się idealnie dopasowane do jego – jakby stworzeni byli tylko dla siebie.
Jego dotyk w tym śnie był inny. Surowy. Zaborczy. Nie było w nim czułości, jaką znałam. Była za to siła. Pewność. Jego dłonie przesuwały się po niej z taką intensywnością, jakby znał każdy jej centymetr na pamięć. Brał ją — z łatwością, z głodem, którego nigdy nie widziałam, a może po prostu nigdy nie byłam powodem, by taki głód w nim obudzić.
Było w tym coś pierwotnego, dzikiego i niepohamowanego. Coś, co wywoływało we mnie zarówno fascynację, jak i przerażenie. Bo przecież nie ja byłam w tym śnie. Ja byłam tylko widzem. Obcym, który podgląda, jak jej miednica unosi się ku niemu, jak jego ciało napiera, jak ich jęki splatają się w jeden rytmiczny puls.
W snach Łukasz całkowicie dominował i brał wszystko jak swoje. Bez pytań, bez wątpliwości. Jakby jej ciało było jego terytorium. Jakby to z nią mógł być prawdziwy. Dziki. Bez wstydu. Wiedział dokładnie, jak sprawić, by Karolina wiła się z rozkoszy, by szczytowała raz za razem, rozkładając się przed nim w zachwycie.
Jej głos odbijał się echem w mojej głowie. Wykrzykiwane przez nią imię Łukasz było jak mantra. Jak drwina. Powtarzała je jak zaklęcie, jakby miała nad nim władzę, której ja nigdy nie posiadałam.
Wszystko wirowało, mieszało się ze sobą. Ich sylwetki niczym dwa obłoki mgły przenikały się i spajały w jedno. Jego ręce, jej uda, ich oddechy, ich spojrzenia. Ich jęki. Ich wszystko. A ja, po drugiej stronie snu — samotna, naga, wykluczona.
Gorączkowo przewracałam się na łóżku, a koszulka lepiła mi się do pleców. Mokre prześcieradło, wilgotna poduszka, piekące oczy. Serce biło mi jak oszalałe, a żołądek miałam ściśnięty do bólu.
Nie wiedziałam, co było gorsze — sam sen, czy to, że jego echo czułam jeszcze długo po przebudzeniu. Że ten sen nie był tylko o nich. Był o mnie. O moich lękach. O tym, że może nie jestem już wystarczająca. Że może zawsze będzie tęsknił za tym, co młodsze. Prostsze. Łatwiejsze do kochania.
Komentarze
Prześlij komentarz