Miłość w szklanych ścianach, część 17

Miłość w szklanych ścianach 


Rozdział 17 

W sieci kłamstw


Lenie wydawało się, że od niedzielnego obiadu wszystko zaczęło się toczyć zbyt szybko. W poniedziałek rano, gdy weszła do biura, poczuła dziwną atmosferę — tę mieszaninę ukradkowych spojrzeń i urwanych rozmów, gdy tylko ktoś pojawi się w drzwiach.


Przy ekspresie do kawy czekała na nią Anita — zbyt uśmiechnięta, zbyt uprzejma, by to była tylko zwykła uprzejmość.

— No, no… — zaczęła przeciągle. — A jednak Hubert nie jest taki niedostępny, jak wszyscy myśleli.


Lena uniosła brew. — Nie wiem, o czym mówisz.


— Och, proszę cię. Biuro huczy od wczoraj. Widzieli was razem na mieście. Wysiadaliście razem z jego auta. Przypadek? Nie sądzę. — Anita zmrużyła oczy, wbijając wzrok w Lena jak w ostrze, po czym ciągnęła dalej: — Hubert to poważny facet… Chcesz mi powiedzieć, że to tylko… flirt? 


Lena poczuła ukłucie wstydu. Plotki, szepty,tego właśnie się bała. 

— Nie mam ochoty o tym rozmawiać.


Ale Anita nie ustępowała. 

— To ciekawe, bo wyglądało, jakbyście szli na randkę życia. I wiesz… niektórzy myśleli, że Hubert jest… wolny.


Lena nie odpowiedziała. Uśmiech Anity był zbyt fałszywy, by go odwzajemnić. Wracając do biurka, wiedziała już, że coś się zmieniło.


Podczas popołudniowego spotkania z zespołem napięcie osiągnęło szczyt. Hubert prowadził prezentację, spokojny i skupiony jak zawsze. I nagle, bez ostrzeżenia, odłożył długopis, uniósł wzrok znad notatek i powiedział z tym swoim pewnym siebie spokojem:

— Zanim przejdziemy dalej… Chcę, żebyście wiedzieli, że Lena i ja jesteśmy razem. Nie chcemy już się z tym ukrywać.


Na sali zapadła cisza, a potem rozszedł się szmer zaskoczonych głosów. Lena zamarła. Patrzyła na niego, jakby usłyszała obce słowa. Jej serce waliło jak oszalałe, a w gardle utknęła jej gorzka kulka wstydu i gniewu.


Teraz nie było już odwrotu. To, co oboje na początku starali się utrzymać w tajemnicy, zostało powiedziane głośno i to przez osobę, po której by się tego najmniej spodziewała. Napisała mu krótko: 

Musimy porozmawiać. Po wszystkim, u ciebie.


Po skończonej pracy Lena wsiadła do auta Huberta, jadąc w milczeniu. Cisza między nimi była napięta, ciężka od niewypowiedzianych słów.


— Wstydzisz się mnie? — zapytał nagle Hubert. — Naszego związku?


— Nie… nie o to chodzi… — odpowiedziała, choć w jej głosie drżało napięcie.


Dojechali na miejsce. W mieszkaniu Huberta nagle poczuła się nieswojo. Nie wiedziała jak zacząć rozmowę. Hubert starał się być spokojny.


— Napijesz się kawy?


Pokręciła głową i zapytała wprost:

— Czemu to powiedziałeś?


— Jesteś na mnie zła. — To nie było pytanie.


— Tak. — Jej głos drżał. — Miałeś prawo?


— Nie chcę się ukrywać, Lena. — Podszedł bliżej, delikatnie dotknął jej ramienia. — Czy ty nie chcesz być ze mną tak na serio?


— To nie tak… — zaczęła, ale on wszedł jej w słowo.


— Kocham Cię Lena i traktuję nas poważnie. Widzę w tobie kobietę, z którą chcę spędzić życie. Nie chcę, żeby to wyglądało jak biurowa przygoda. Planuję z tobą przyszłość… wspólne mieszkanie, może rodzinę. — Westchnął głęboko. — Przecież wiesz, że w końcu i tak wszyscy by się dowiedzieli.


Słowa „wspólne mieszkanie” i „rodzina” uderzyły w nią jak kamienie. Przez chwilę milczała, wpatrzona w jego twarz — tę twarz, która powinna być jej bezpiecznym portem. Ale gdzieś w głębi duszy tlił się obraz Oriona.


— Zaplanowałeś to wszystko… bez mnie. — Jej głos był ledwie szeptem. — Nawet nie zapytałeś, czy jestem gotowa.


Hubert wyciągnął rękę, ale ona cofnęła się o krok.

— Lena…


— Nie mogę. — Łzy pojawiły się w jej oczach. — Nie dziś. Nie w ten sposób. — Odwróciła od niego twarz, by ukryć drżenie wargi.


Zanim zdążył zareagować, Lena wybiegła z mieszkania w pośpiechu chwytając płacz wiszący w korytarzu, po czy zamknęła za sobą drzwi z głuchym trzaskiem.


Kraków tonął w jesiennym chłodzie. Przemoknięte liście przyklejały się do chodników, a latarnie odbijały się w kałużach jak rozbite gwiazdy. Szła przed siebie bez celu, a każda mijana ulica wydawała się jeszcze bardziej obca.


Telefon w kieszeni zawibrował. „Hubert” wyświetlał się raz, potem drugi i trzeci. Dzwonił bez przerwy. Nie odebrała. Wibracje znów rozbrzmiały, ale tym razem zamiast połączenia przyszła wiadomość:


Przepraszam. Nie chciałem cię zranić. Porozmawiajmy, proszę.


Lena spojrzała na ekran, ale nie miała siły ani ochoty odpowiadać. Zacisnęła powieki, czując, jak łzy spływają po policzkach. Wyłączyła telefon, jakby odcięcie się od niego miało też odciąć ją od całego tego świata, który nagle wydawał się zbyt głośny i przytłaczający.


Ruszyła dalej w stronę rynku, próbując uspokoić oddech. W jej głowie rozbrzmiewały głosy: Hubert, Anita, a pomiędzy nimi Orion — jego dotyk, jego zapach, ten zakazany szept.


Była zła na Huberta, na jego pewność, że to wszystko może się naprawdę udać, ale bardziej na siebie, że mając wszystko, ona pragnęła czegoś więcej, tej intensywności emocji, które mógł dać jej tylko Orion. Nie potrafiła wybrać.


Silnik samochodu wyrwał ją z zamyślenia. Czarny SUV zatrzymał się obok chodnika. Szyba powoli się opuściła. Orion.


— Wsiadaj — powiedział spokojnie.


Przez chwilę patrzyła na niego w osłupieniu. — Śledzisz mnie?


Nie zaprzeczył. Jego spojrzenie było poważne, wręcz czułe. 

— Tak. Od pewnego czasu. Nie mogę jeszcze wszystkiego powiedzieć. Ale chcę, żebyś była bezpieczna i… szczęśliwa.


— Wiesz o Hubercie.


— Wiem. I widzę, że nie daje ci tego, na co zasługujesz. Jesteś wyjątkowa, Lena. Musisz wybrać… ale to twój wybór.


Pokręciła głową, zaciskając powieki, jakby chciała zatrzymać cały świat. 


— Nie chcę o tym myśleć. Nie teraz. Zawieź mnie gdzieś… gdzieś, gdzie będziemy tylko my. Spraw, bym zapomniała.


Orion skinął głową. 

— Wiem, dokąd.


Droga wiodła przez opustoszałe boczne trakty, wśród czarnych konturów drzew. Po dwudziestu kilometrach w mroku wyłonił się Dwór Sieraków — oświetlony subtelnymi lampami, wznoszący się w cieniu bukowego parku. Wilgotne powietrze pachniało jesienią, a brukowany podjazd skrzypiał pod ich krokami.


Lena zamarła, chłonąc piękno miejsca: wysmakowane detale fasady, ciepłe światło w oknach, szum drzew. Orion otworzył przed nią drzwi apartamentu z widokiem na ogród.


Pokój w Dworze Sieraków tonął w półmroku, rozświetlony jedynie miękkim światłem lamp stojących w rogach. Przez uchylone okno wpadał szum bukowego parku, a w powietrzu unosił się zapach starych drewnianych belek i świeżej pościeli. Lena stała przez chwilę nieruchomo, wciąż z sercem bijącym zbyt szybko po tej chaotycznej ucieczce.


Orion zamknął drzwi za sobą i przez moment milczał. Stał naprzeciw niej, jego sylwetka rysowała się wyraźnie na tle okna. W jego oczach było coś, co zawsze ją dezorientowało — ta mieszanka determinacji i dzikiego spokoju.


Podszedł powoli, bez pośpiechu, ale z tą pewnością, która zawsze w nim była. Zatrzymał się tuż przed nią, a jego dłoń powędrowała ku jej karkowi. Nie spytał o zgodę. Nie musiał. Lena poczuła, jak napięcie w jej ciele pęka, a ona sama niemal odruchowo nachyla się w jego stronę.


— Oddaj mi się, Lena — wyszeptał. Jego głos był rozkazem i jednocześnie czułością.


Lena poczuła, jak zapada się w nim całkowicie. Każdy jego dotyk był precyzyjny, zachłanny, jakby znał jej ciało lepiej niż ona sama. Jej zmysły płonęły, umysł ulegał, a serce biło dziko.


Pocałował ją zachłannie — nie było w tym delikatności Huberta, tylko głód, który nie znał granic. Orion całował tak, jakby każdy oddech, każde uderzenie serca zależało od tej chwili. Przyciągnął ją mocniej, jego dłonie wędrowały po jej plecach i biodrach, aż Lena poczuła się jakby zniknął cały świat poza tym dotykiem.


Kiedy oderwał usta od jej warg, jego spojrzenie było ostre, ale w tej ostrości kryła się też troska. 


— Wiesz, że jak jesteś tutaj, należysz tylko do mnie — wyszeptał nisko, niemal chrapliwie.


Lena powinna była zaprotestować, powiedzieć, że nikt jej nie posiada. Ale zamiast tego czuła, jak kolana jej miękną. To, co mówił, nie było rozkazem — to była jego bezbronność ukryta w dominacji. Kiedy jego dłonie zamknęły ją w silnym uścisku, poczuła się nie tyle schwytana, co otoczona, jakby w tym chaosie znalazła punkt, w którym może przestać walczyć.


Ich ruchy stały się bardziej zachłanne, desperackie. Orion prowadził, a ona poddawała się rytmowi, pozwalając mu przejąć kontrolę. W jego gestach było coś więcej niż pożądanie — było pragnienie posiadania jej w każdym sensie, a Lena w tej chwili nie chciała się opierać. Pod jego dotykiem zapomniała o świecie, o swojej winie, o Hubertcie.


Kiedy wreszcie znaleźli się spleceni w ramionach na wielkim, hotelowym łożu, Lena poczuła, że coś w niej pękło. Nie chodziło tylko o pragnienie — to było jak otwarcie drzwi, które od dawna były zamknięte. Przytuliła się do niego, dłonią sunąc po jego ramieniu, i po raz pierwszy pozwoliła sobie wyszeptać: 

— Boję się, że już nie umiem bez ciebie.


Orion na moment zastygł, jakby te słowa go zaskoczyły. Nie odpowiedział od razu. Tylko mocniej przycisnął ją do siebie, a jego oddech stał się cięższy.


Jej słowa jeszcze mocniej wywołały w nim potrzebę dominacji. Chwycił jej dłonie i unieruchomił swoją ręką nad jej głową. Zacisnął zęby i z jeszcze większą brutalnością wdarł się w nią. Jej oczy rozszerzyły się, a z ust wydobył się przeciągły jęk, który natychmiast stłumił dłonią zakrywając jej usta.


Lena poczuła jeszcze większe pożądanie, zaskoczona swoją reakcją zaczęła szczytować. Jakby dominacja Oriona była właśnie tym, czego w tym momencie potrzebowała. To było wyzwalające. Mogła poddać się jemu, nie myśleć o niczym, nie mieć żadnych wyrzutów, po prostu odczuwać i czerpać przyjemność.


Po wszystkim leżeli jeszcze chwilę w ciszy. Lena czuła na skórze jego ciepło, a w uszach wciąż dudniło echo jego szeptów. Ale spokój nie przyniósł ukojenia. Wręcz przeciwnie — wraz z powracającą rzeczywistością przyszła paląca potrzeba, by usłyszeć coś więcej. By zrozumieć, kim on naprawdę jest.


Odwróciła głowę, szukając jego spojrzenia. — Orion… — zaczęła cicho, jej głos był drżący, ale stanowczy. — Musisz mi coś powiedzieć. Kim ty właściwie jesteś? Dlaczego… mnie śledzisz?


— Lena poczekaj chwilę… Orion? Tak mnie nazwałaś? — Zaskoczony wybuchnął niskim, gardłowym śmiechem.


Lena zdała sobie sprawę, że nieświadomie wypowiedziała imię, które sama mu nadała. Zamarła na chwilę, po czym nieśmiało powiedziała: 

— Tak cię nazwałam, ponieważ jesteś jednocześnie fascynujący i nieosiągalny. A jak naprawdę masz na imię?


To pytanie zawisło między nimi jak ciężar, który oboje czuli. Orion westchnął, a w jego oczach po raz pierwszy pojawiło się coś na kształt wahania.


Lena wiedziała, że teraz, po tej nocy, nie może już udawać, że to wszystko to tylko przypadek czy przelotna namiętność. Wiedziała też, że kolejne słowa Oriona mogą zmienić wszystko.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wakacyjny romans, część 1

Wakacyjny romans, część 7

Miłość w szklanych ścianach część 1