Miłość w szklanych ścianach, część 16
Miłość w szklanych ścianach
Rozdział 16
Niedzielny obiad
Słońce wreszcie przebiło się przez ciężkie, poranne chmury. Niedzielny Kraków budził się powoli, ulice były jeszcze puste, a powietrze pachniało mokrym asfaltem po nocnym deszczu. Lena siedziała na skraju łóżka, próbując opanować drżenie dłoni. W głowie wciąż miała Oriona, to jego spojrzenie, jego dotyk, jego kontrolę. A jednak teraz to Hubert – czuły, lojalny i prawdziwy – stał w kuchni, krzątając się w samych bokserkach.
Kiedy Lena weszła do kuchni, spojrzał na nią tym swoim ciepłymi oczami, a w kącikach ust krył się uśmiech, który zawsze rozbrajał jej obronę.
— Ubierz się ładnie — powiedział, podchodząc bliżej. — Mam dla ciebie niespodziankę.
— Niespodziankę? — próbowała zabrzmieć swobodnie, choć jej głos zdradzał napięcie.
Hubert ujął ją za biodra, przyciągając do siebie. Jego dłonie przesunęły się po materiale jej bluzki, zatrzymując się na plecach. Pocałował ją powoli, zmysłowo, jakby chciał zatrzymać tę chwilę zanim coś ją przerwie. Lena poczuła, jak serce bije jej szybciej – nie z pożądania, a z wyrzutów sumienia. Pozwoliła jednak pocałunkom wędrować niżej, wzdłuż szyi, po obojczyku.
— Hubert… — wyszeptała, ale nie dokończyła.
— Tylko moment — mruknął, muskając jej ucho. — Chciałem to zrobić, zanim wyjedziemy.
Nie protestowała. Poczuła jego dłoń na udzie, lekko, a mimo to w pełni czułą i kojącą. Nie było w tym dzikości Oriona, a jednak ta znajoma bliskość była niemal bolesna w swojej prostocie.
Po chwili Hubert oderwał się, uśmiechnął szeroko i dodał:
— Jedziemy do mojej mamy. Chcę, żebyście się poznały.
Słowa uderzyły w Lenę jak grom. Oficjalne przedstawienie. Niedzielny obiad z jego rodziną. W jednej chwili poczuła, jak wstyd i strach ściskają jej żołądek.
— Muszę pojechać do siebie i się przebrać — powiedziała w roztargnieniu, starając się myśleć logicznie.
— Zawiozę Cię — odparł krótko Hubert.
Po trzech godzinach, gdy Lena doprowadziła się do porządku, przebrała się i zrobiła make-up, pod jej blok podjechał Hubert.
Podczas drogi Lena siedziała na przednim siedzeniu jego auta, gładząc materiał sukienki jakby szukała w tym oparcia. Hubert prowadził pewnie, a od czasu do czasu spoglądał na nią z ciepłem w oczach.
Na światłach położył dłoń na jej kolanie. Niby drobny gest, a wywołał w niej dreszcz. Z jednej strony znajomy, czuły i bezpieczny; z drugiej przypominał jej o tym, co ukrywała. Obrazy mieszały się w jej głowie: Hubert, który trzymał ją w ramionach po raz pierwszy… i Orion, którego dłonie wciąż czuła na skórze.
— Zdenerwowana? — spytał z uśmiechem.
— Trochę — odparła, starając się odwzajemnić uśmiech.
— Nie masz się czego bać. Mama cię polubi — ścisnął jej kolano mocniej, jakby dodawał jej odwagi.
Pod domem jego matki, eleganckim, starym krakowskim budynku z zadbanym ogrodem, Lena poczuła przyspieszone tętno. Hubert wysiadł, obszedł auto i otworzył jej drzwi. Ten rycerski gest był tak charakterystyczny dla niego, a jednocześnie tak odległy od surowej bezceremonialności Oriona.
Zanim podeszli do drzwi, Hubert nachylił się jeszcze do niej i musnął jej wargi szybkim, zmysłowym pocałunkiem. Jego dłoń otarła się o talię, zbyt krótko, by pobudzić zmysły, a jednoczenie na tyle długo, by ta chwila była niemal bolesna w swojej czułości.
— Będzie dobrze — powiedział cicho, patrząc jej w oczy.
Lena uśmiechnęła się, choć w jej sercu kłębiły się sprzeczne emocje. W myślach widziała dwa światy: bezpieczny, zwyczajny świat Huberta i ten drugi: dziki, nieprzewidywalny, zakazany, który miał twarz Oriona.
W domu pachniało pieczonym kurczakiem i świeżymi ziołami. Głos jego mamy był ciepły i serdeczny, gdy przywitała ją w progu domu. Lena poczuła narastające poczucie winy, a jednocześnie pragnienie, by na chwilę uwierzyć w tę prostą, ciepłą codzienność.
Patrząc na Huberta, który z dumą przedstawiał ją swojej matce, Lena uświadomiła sobie, że zaproszenie na niedzielny obiad to nie tylko miły gest. To był dowód jego powagi, jego miłości, jego planów wobec niej. A w jej głowie wciąż brzmiało jedno słowo: Orion.
Po powrocie zapadł już zmierzch. Krople deszczu spływały po szybach, a w aucie unosił się jeszcze zapach pieczonego kurczaka i perfum jego matki. Lena wpatrywała się w światła ulic, udając, że podziwia miasto po zmroku, ale w rzeczywistości analizowała każdy gest Huberta przy stole, każdą reakcję jego mamy. Wszystko było zbyt… prawdziwe. Zbyt domowe. Zbyt poważne.
Hubert zatrzymał samochód pod swoim blokiem, wyłączył silnik i przez moment nie wysiadł. Po prostu patrzył na nią, jakby chciał odczytać coś z jej twarzy. Potem nachylił się, jego usta znalazły jej szyję.
— Dziękuję, że byłaś dziś ze mną — mruknął. — To wiele dla mnie znaczy.
Lena poczuła, jak gardło zaciska jej się w emocjach. Odpowiedziała tylko krótkim: „Ja też się cieszę”, choć w jej głosie drżała nuta, którą Hubert wychwycił.
W mieszkaniu nie zapalił wszystkich świateł. Włączył jedynie małą lampkę w salonie, a półmrok dodał wszystkiemu miękkości. Zanim Lena zdążyła zdjąć płaszcz, Hubert objął ją od tyłu, muskając dłonią jej biodro. Jego oddech musnął jej ucho.
— Wyglądałaś dziś przepięknie — powiedział, pozwalając dłoni przesunąć się nieco niżej.
Jego usta znalazły jej kark, a ona poczuła, jak miękną jej kolana. Nie powstrzymywała go. Gdy odwróciła się do niego twarzą, zobaczyła w jego oczach mieszankę pożądania i czułości. Ich pocałunki szybko stały się głębsze, bardziej zachłanne.
Hubert odsunął się na chwilę, aby spojrzeć na nią w półmroku.
— Chcę cię teraz… — wyszeptał, a w jego głosie zabrzmiała nuta desperacji.
Poprowadził ją do sypialni, a ich kroki cichły na parkiecie. Każdy jego dotyk był znajomy, a jednak dziś Lena czuła w nim coś nowego – intensywność, której wcześniej nie dostrzegała zbyt często. Gdy jego dłonie przesuwały się po jej ciele, w jej głowie pojawił się nieproszony obraz Oriona: surowy, nieprzewidywalny, dziki. Ten kontrast był jak iskra – każde muśnięcie Huberta stawało się jeszcze bardziej odczuwalne.
Kiedy Hubert złożył na niej pocałunek, Lena zadrżała, a w jej głowie wciąż kłębiły się myśli: Co ja robię? To Hubert… on mnie kocha, on ufa mi całkowicie, a ja… ja jestem gdzie indziej…
Jej ciało reagowało instynktownie – na dotyk Huberta, na jego ciepło, na jego bliskość – ale umysł błądził w stronę Oriona. Czuła mieszankę pożądania i winy, przypominającą o każdym zakazanym geście, każdej namiętności, której dała się porwać. Nie powinna… a jednak nie mogła się powstrzymać.
Każde muśnięcie Huberta wywoływało w niej dreszcz przyjemności i kłujące poczucie winy. Jakby zmysły i sumienie walczyły ze sobą, a Lena była uwięziona pomiędzy dwoma światami – bezpieczeństwa, miłości i czułości Huberta, a elektryzującej dzikości Oriona.
Gdy Hubert przesunął dłoń wzdłuż jej talii, Lena uświadomiła sobie, że każde westchnienie, każdy ruch jest podwójnie nacechowany: naturalną, intymną reakcją na jego dotyk i cieniem zakazanego pragnienia.
Czy mogę być szczera z nim… z samą sobą? – myślała, czując przyspieszone bicie serca.
Po chwili, gdy Hubert wziął ją w ramiona i ich ciała złączyły się w rytmie zbliżenia, Lena poczuła jednocześnie pełnię i chaos – rozkosz splecioną z wyrzutami sumienia. Każde drżenie jej ciała było świadectwem przyjemności, ale i przypomnieniem, że w sercu wciąż trwa tajemnica, której nie może mu wyznać.
Po wszystkim, gdy leżeli razem, Hubert przytrzymał ją w czułym uścisku. Lena wtuliła się w niego, próbując znaleźć spokój, ale w głowie słyszała echo Oriona – jego pewność siebie, dzikość, magnetyzm. Każdy obraz był jak iskra, która sprawiała, że nawet w ramionach Huberta czuła, że wciąż igra z ogniem.
— Jesteś tu ze mną — szepnął Hubert, muskając jej włosy. — Cała dla mnie.
Lena skinęła głową, ale serce biło jej nierówno. Czuła ciepło jego ciała, jego stałość, bezpieczeństwo, a jednocześnie wspomnienia nocy z Orionem kłuły ją w myślach jak drobne igły.
— Wiem, że coś cię gryzie — mruknął Hubert, palcem kreśląc linię po jej ramieniu. — Ale nic nie musisz mówić, jeśli nie chcesz.
Miała zaciśnięte gardło. Chciała mówić, wyznać wszystko, ale wiedziała, że nie może. Była uwięziona między lojalnością a pożądaniem, między bezpieczeństwem a niebezpiecznym przyciąganiem.
— Nie… nic — wyszeptała w końcu, przyciskając się do niego mocniej.
Hubert przyciągnął ją bliżej, a ich ciała złączyły się w ciszy pokoju, pełnej ciepła i półmroku. Jego dłonie błądziły po jej plecach, biodrach, a pocałunki były powolne, zmysłowe, wypełnione troską i pożądaniem jednocześnie. Lena pozwalała im prowadzić swoje ciało, a myślami dryfowała między tym, co znane i bezpieczne, a tym, co zakazane i elektryzujące.
Choć wszystko w ramionach Huberta było znajome i czułe, w jej głowie Orion wciąż istniał – nieuchwytny, dziki, poza zasięgiem. I w tej świadomości tkwiła cała rozkosz i cała jej rozpacz.
Kiedy wreszcie Hubert opadł obok niej, przytulając ją mocno, Lena zamknęła oczy i pozwoliła, by ciepło jego ciała przeniknęło ją do samego serca. Wiedziała, że będzie musiała zmierzyć się z tymi dwoma światami – z miłością Huberta i z magnetyzmem Oriona. Ale na teraz – na te kilka spokojnych chwil – pozwoliła sobie po prostu oddychać w jego ramionach.
W półmroku pokoju, z jego oddechem na szyi, poczuła się jednocześnie bezpieczna i rozdarta. Wiedziała, że każdy wybór, którego będzie musiała dokonać w przyszłości, będzie boleśnie trudny. Ale teraz, w tym cichym, gorącym uścisku, przynajmniej na moment mogła zapomnieć o wszystkim poza nim.
Lena wtuliła się w niego, ale myśli wciąż błądziły, tworząc w jej głowie nieprzenikniony labirynt uczuć. Hubert – ciepły, stabilny, prawdziwy – był tuż obok, jego obecność dawała poczucie bezpieczeństwa, którego nie znała nigdzie indziej. I w tym bezpieczeństwie tkwiła cała pokusa: tu i teraz mogła być kochana, akceptowana, mogła oddać się bez strachu.
A jednak Orion… Jego obraz powracał nieustannie: pewność siebie, nieprzewidywalność, dzikość, która sprawiała, że serce biło szybciej, że ciało reagowało na wspomnienie jego dotyku, jakby wciąż była w jego ramionach. Jakby to, co zakazane, miało moc przyciągania, której nie potrafiła zignorować.
Dlaczego serce potrafi pragnąć dwóch rzeczy naraz? Dlaczego pożądanie i miłość nie idą w parze? Lena czuła ciężar własnej słabości i winy, wiedząc, że to, co zrobiła – nawet jeśli tylko w myślach – odbije się w przyszłości, w każdym geście, spojrzeniu i decyzji.
W objęciach Huberta czuła ciepło i stabilność, a w duszy – chaos i ogień Oriona. Była uwięziona między dwoma rzeczywistościami: jedną prostą, pewną, bezpieczną, a drugą: dziką, elektryzującą i nieosiągalną. Wiedziała jedno: nikt nie wyjdzie z tej gry bez ran i nie da się przewidzieć, które z nich będą boleśniejsze.
Zamknęła oczy, pozwalając sobie na jeden oddech w jego ramionach. I w tym krótkim momencie ciszy Lena wiedziała, że jutro wszystko będzie trudniejsze. Ale teraz… teraz mogła na chwilę udawać, że świat jest prosty, a jej własne serce nie jest jeszcze rozdarte.
Komentarze
Prześlij komentarz