Miłość w szklanych ścianach, część 12

Miłość w szklanych ścianach

Rozdział 12

Krucha jak szkło


Lena wzięła głęboki oddech, czując, jak napięcie w jej ciele pulsuje w rytmie własnego serca. Siedzieli naprzeciw siebie w kawiarni, stolik dzieliła od nich tylko porcelanowa filiżanka z espresso, a mimo to między nimi unosiła się niewidzialna bariera krucha, jak szkło. Szkło, przez które można było patrzeć, ale niekoniecznie dotykać. Szkło, które chroniło i jednocześnie więziło.


— Więc… jakie jest twoje pytanie? — mężczyzna odezwał się w końcu niskim, spokojnym głosem, a jego oczy zdawały się przeszywać ją na wylot.


Lena poczuła się przyparta do muru. Wszystko w niej krzyczało, żeby uciec, żeby odwrócić wzrok, ale wiedziała, że ten moment, by poznać prawdę może się już nie powtórzyć.

— Chcę wiedzieć… — zaczęła, a w jej głosie drżała delikatna nuta wątpliwości. — …czy jesteś w stanie powiedzieć mi całą prawdę?


Mężczyzna uśmiechnął się półuśmiechem, tajemniczo, niemal figlarnie, ale w tym uśmiechu nie było fałszu.

— Całą prawdę? — powtórzył, a jego palce przesunęły się po krawędzi filiżanki. — O co dokładnie pytasz?


— O wszystko, co dotyczy tego, co mi wysłałeś. Koperta. Twoje słowa. I to, co próbujesz mi pokazać — w sensie prawdziwym, a nie tym, co widzę przez szybę. — Lena pokazała dłonią metaforyczny gest, jakby rozdzielała świat na „tu” i „tam”.


On nachylił się bliżej. Ich kolana niemal się zetknęły. Jego oddech był ciepły, mieszając się z aromatem kawy i intensywnych, drzewnych nut w jego perfumach.

— Czasem prawda jest jak szkło — powiedział cicho. — Przez nie widać wszystko, ale dotknąć można tylko powierzchni. Możesz próbować pukać, uderzać, a i tak zostaniesz na zewnątrz, dopóki ktoś nie zdecyduje się otworzyć drzwi od środka.


Lena poczuła, jak ciało reaguje na jego słowa. Słowa były jednocześnie obietnicą i zagrożeniem, podobnie jak dłonie Huberta poprzedniej nocy, tak bezpieczne, lecz rozpalające, nie pozwalające zapomnieć.

— Chcę wejść — wyszeptała. — Nawet jeśli tylko na chwilę.


Jego spojrzenie zmieniło się. Wzrok zrobił się intensywniejszy, nieco dziki, jakby nagle zrozumiał, że to nie jest zwykła rozmowa.

— To ryzyko, Lena. — Jego głos niósł w sobie siłę i czułość jednocześnie. — Możesz zostać zraniona.


Ale ona już nie mogła się cofnąć.

— Wiem — odpowiedziała, a w jej oczach błysnęła determinacja. — Ale chcę wiedzieć, zanim znikniesz za tym szkłem.


Na moment zapadła cisza. W kawiarni gwar zamierał, liczyły się tylko ich oddechy. Mężczyzna pochylił się bliżej i ich czoła niemal się zetknęły.

— Dobrze — powiedział wreszcie. — Odpowiem. Wszystko, co mogę.


I wtedy Lena poczuła, jak krucha bariera, którą nosiła w sobie od pierwszego SMS-a, zaczyna drżeć. Szklana ściana, za którą chroniła siebie, nagle stała się przejrzysta. Nie zniknęła całkowicie, nie została rozwalona w drobny mak, ale była teraz tylko cieniem — cieniem, przez który mogła patrzeć wprost do prawdy.


Jego dłoń znalazła jej palce na stoliku i delikatnie je ścisnęła. Przez moment świat zwolnił, a Lena poczuła, że granica między tym, co pragnie wiedzieć, a tym, czego się boi, nagle jest cienka jak szkło, które przecina światło słoneczne wpadające przez okno kawiarni.


I wtedy zrozumiała: miłość, tak jak to szkło, może chronić, może więzić, ale przede wszystkim pozwala zobaczyć siebie nawzajem takimi, jacy naprawdę jesteśmy.


Nie było już odwrotu.


Nieznajomy przesunął dłoń po jej ramieniu, a Lena poczuła ciepło, które wypełniło jej ciało niczym rozbłysk słońca w szklanej tafli. Każdy jego gest był pewny, zdecydowany, a jednocześnie delikatny, jakby obawiał się, że zbyt mocny dotyk może ją złamać.


— Chcę cię poczuć całkowicie — wyszeptał. — Pozwól mi.


Lena spojrzała na niego, na jego oczy pełne pragnienia i tajemnicy. W tym spojrzeniu było coś niebezpiecznego, a zarazem magnetycznego. Oddech stał się cięższy, serce biło szybciej. Nie mogła oderwać wzroku.


Wyszli z kawiarni w milczeniu, każdy krok wydawał się głośniejszy niż zwykle. Nocne powietrze przyniosło ze sobą chłód, który drapał skórę Leny, ale równocześnie pobudzał zmysły. Na chodniku stało zaparkowane duże, czarne BMW X7. Lakier odbijał światła latarni, a wnętrze samochodu zdawało się być zaproszeniem do innego świata — spokojnego, luksusowego i jednocześnie niebezpiecznie intymnego.


Nieznajomy otworzył drzwi po stronie pasażera i gestem ręki nakazał jej usiąść. Lena poczuła, jak serce przyspiesza, gdy delikatnie opadała na fotel. Każdy ruch był przesycony napięciem, a ona drżała subtelnie, bo bała się, że najdrobniejszy gest zdradzi jej oczekiwanie, pragnienie lub lęk.


Zamknęła oczy na moment, wciągając powietrze, które pachniało skórą i subtelnym aromatem perfum nieznajomego. Ruszyli. Silnik mruknął głęboko pod maską, a samochód sunął cicho przez ulice Krakowa. Nieznajomy prowadził pewnie, skupiony, milczący, jakby każde słowo mogło zakłócić delikatną równowagę między nimi. Lena poczuła, że cisza staje się niemal namacalna, wypełniona napięciem, które przyciągało ją do niego bardziej niż jakiekolwiek słowa.


Szybko przemierzyli ulice, a światła miasta migały w oknach samochodu jak rozproszone iskry. Wreszcie skręcili w cichą, elegancką dzielnicę Dębniki. Domy stawały się coraz większe, a ich sylwetki w mroku przypominały pałace. Gdy samochód zatrzymał się przed jedną z willi, brama otworzyła się automatycznie, jakby witała gościa, który miał wstąpić do innego świata.


Pomimo ciemności Lena mogła dostrzec każdy szczegół: ogromny budynek w klasycznym stylu, perfekcyjnie przystrzyżony trawnik, starannie ułożone krzewy i kwiaty w ogrodzie. To nie był zwykły dom, to było jak portal do innego wymiaru, w którym czekała na nią tajemnica. Jej ciało zadrżało jeszcze mocniej, nie tylko od chłodu, ale od świadomości, że przekracza granicę, której dotąd nie odważyła się zbliżyć.


Każdy krok w stronę wejścia wydawał się jednocześnie kuszący i niebezpieczny. Lena wiedziała, że coś w niej pęka i jednocześnie rozkwita, gotowe na to, co miało nadejść.


Nieznajomy uchylił drzwi, a Lena zrobiła pierwszy krok przez próg. Wewnątrz panowała półmrok, oświetlony subtelnymi punktami światła ukrytymi w suficie. Każdy krok odbijał się cichym echem po przestronnego holu, w którym marmurowa podłoga lśniła jak tafla szkła.


Wrażenie ogromnej przestrzeni potęgowały wysokie, ozdobne sufity i szerokie korytarze, w których znajdowały się eleganckie meble w ciemnym drewnie, minimalistyczne rzeźby i subtelne obrazy na ścianach. W powietrzu unosił się lekki zapach lakieru, drewna i świeżych kwiatów, jakby każdy szczegół był starannie zaplanowany, by oczarować gościa.


Nieznajomy wskazał dłonią w stronę salonu, gdzie ogromne przeszklenia sięgały od podłogi po sufit, a nocne światło miasta wpadało przez nie jak srebrzysta poświata. Lena poczuła, że stoi na granicy dwóch światów: znanego i bezpiecznego, oraz nieznanego i elektryzującego.


Każdy detal wydawał się mówić: „tu wszystko jest możliwe”. Miękkie, aksamitne obicie kanapy, lśniące szklane stoły, delikatne dywany, to wszystko łączyło wrażenie luksusu i chłodnej elegancji, a jednocześnie zapowiadało, że każdy ruch, każde spojrzenie może zmienić wszystko.


Lena przestąpiła próg głębiej, czując, jak zimne powietrze z zewnątrz ustępuje ciepłu domu. Jej oddech przyspieszył, serce biło szybciej, a każdy krok w głąb tej przestrzeni był jak delikatne przesuwanie palcem po cienkiej tafli szkła — piękne, kuszące, ale kruche i łatwe do rozbicia.


Nieznajomy stał obok niej, jego obecność była jednocześnie obietnicą i zagrożeniem. Lena wiedziała, że przekracza nie tylko próg domu, ale i własną granicę — granicę tego, co znane i tego, co może być jej pragnieniem.


Jego ręce owinęły się wokół jej talii,  delikatnie przyciągając ją do siebie. Poprowadził ją w kierunku dużej kanapy obitej ciemnym aksamitem pośrodku salonu. Usiadł na niej. Lena stała zdezorientowana, ale jego ruchy były pewne, kierowały ją na kolana przed sobą. Kobieta poczuła, jak ciało reaguje automatycznie, jej biodra napierały, oddech przyspieszał, a każdy mięsień w niej napiął się w oczekiwaniu.


Nieznajomy pochylił się bliżej, jego usta znalazły jej szyję. Każdy pocałunek był jak iskra, wywołująca w niej lawinę pragnienia. Jego dłonie, przesuwając się po plecach i biodrach, były pewne, zdecydowane, a jednocześnie subtelne, jakby odkrywał każdy fragment jej ciała na nowo.


Lena oddychała ciężko, czuła każdy ruch jego palców, każdy gest, który wywoływał w niej drżenie. Kiedy jego dłonie dotarły do jej ud, przybliżył ją do siebie, a jego ciało naparło na jej biodra, budząc falę ciepła, która rozlała się po całym jej wnętrzu.


— Jesteś… krucha i piękna jednocześnie — wyszeptał do jej ucha. — Jak szkło, które pęka i rozprasza światło na wszystkie strony.


Te słowa sprawiły, że Lena poczuła się zarówno odsłonięta, jak i pożądana. Każdy ruch jego dłoni, każdy pocałunek, każde przesunięcie ciała sprawiało, że zapominała o świecie na zewnątrz, o pracy, o tajemniczej wiadomości, o Hubercie. Była tu, całkowicie, zanurzona w tej chwili.


Nieznajomy delikatnie przesunął ją na oparcie kanapy, a jego ciało nachyliło się nad nią. Lena poczuła jego oddech na policzku, jego usta na ustach. Jego ruchy były pewne i zdecydowane, a zarazem miękkie i czułe. Każdy dotyk wnikał w nią głębiej, pobudzając każdy centymetr jej ciała.


— Chcę cię czuć tak blisko, jak to tylko możliwe — wyszeptał, jego dłonie przeszły na jej plecy, a potem wzdłuż linii bioder. — Poczuj mnie.


Lena oddała się całkowicie tej chwili, pozwalając ciału reagować instynktownie. Jego usta całowały ją z pasją, dłonie przesuwały się po niej pewnie, ale z uwagą, jakby każde zetknięcie mogło ją złamać lub wzmocnić jednocześnie.


Każdy oddech, każdy ruch tworzył między nimi niewidzialną nić pragnienia, napięcia i pożądania. Lena czuła, jak jej ciało reaguje zmysłowo, a umysł wiruje między rzeczywistością a fantazją.


Kiedy nieznajomy objął ją całym ciałem, Lena poczuła falę rozkoszy, która przelewała się przez nią jak strumień światła odbijający się w potłuczonych kawałkach szkła. Było w tym piękno i kruchość jednocześnie — każda chwila była ulotna, a jednak intensywna, wypełniona pełnią emocji.


Lena oddała się temu zmysłowemu tańcowi, zapominając o świecie na zewnątrz. Każdy dotyk, każdy pocałunek, każdy wzrok sprawiał, że czuła się jak w samym środku kryształowego labiryntu, błyszczącego, delikatnego, pełnego refleksów i tajemnic, które dopiero miała odkryć.


Nieznajomy wziął ją delikatnie, ale stanowczo na ręce. Przemierzali salon, każdy krok jego stóp odbijał się echem po lśniącej marmurowej podłodze. Lena czuła, jak jego dłoń obejmuje ją pewnie, mocno, jakby chciał uchronić ją przed wszystkim poza tym domem.


Schody na piętro były szerokie, z ciemnego drewna, eleganckie i minimalistyczne. Lena podziwiała balustradę z matowego szkła, przez którą przebijało się ciepłe światło korytarza. Każdy krok wywoływał subtelny szelest jej satynowej sukienki i delikatny stukot jego eleganckich butów na drewnie.


Korytarz prowadził do sypialni, drzwi otworzyły się na przestronny pokój w półmroku. Ogromne okna, sięgające od podłogi po sufit, odsłaniały fragment ogrodu oświetlonego delikatnym światłem zewnętrznych lamp. W powietrzu unosił się zapach świeżych kwiatów i subtelna nutą świeżo wypranej pościeli, mieszająca się z ciepłem drewna i miękkością dywanu.


Sypialnia była olbrzymia, z łóżkiem o wysokim, aksamitnym zagłówku i pościelą w odcieniu głębokiego szmaragdu. Po bokach stały niskie stoliki nocne z lampami emitującymi ciepłe, miękkie światło, które nie raziło oczu, a podkreślało zmysłową aurę pomieszczenia. Na jednej ze ścian wisiały minimalistyczne obrazy w ciemnych ramach, a w rogu pokoju znajdował się niewielki kącik wypoczynkowy z miękkimi fotelami i szklanym stolikiem.


Nieznajomy położył Lenę na łóżku, a ona odczuła każdy impuls jego ciała, każde ciepło jego skóry. W tym półmroku, w tym luksusie, ich obecność wobec siebie nabierała nowego znaczenia, intymnego, elektryzującego i pełnego napięcia, jakby każdy oddech i dotyk mogły rozbić tę kruchą, szklistą taflę przestrzeni wokół nich. 


Satynowa pościel była chłodna pod jej ciałem, ale jego dotyk natychmiast wypełnił ją ciepłem i napięciem. Lena leżała na plecach, a jego oczy błyszczały w półmroku, pełne pożądania i pewności siebie. Nieznajomy zaczął ją powoli rozbierać, zostawiając ją w samej koronkowej bieliźnie, którą ubrała właśnie dla niego.

Przez chwilę patrzył na jej piękne kształty, na unoszący się w rytm jej przyspieszonego oddechu biust, na iskrzące pożądaniem oczy.


— Spójrz na mnie — wyszeptał, zbliżając się do niej, a jego palce wędrowały po jej bokach, badając każdą krzywiznę. — Chcę widzieć, jak reagujesz.


Lena odwróciła głowę lekko w bok, zbijając się rumieńcem, a serce biło jej jak szalone. Jego dłoń przesunęła się po jej udach, w górę, delikatnie muskając miejsca, które były najbardziej wrażliwe. Jej oddech stał się szybki, nieregularny, a ciało odpowiadało instynktownie.


Nieznajomy nachylił się nad nią, całując jej szyję i dekolt. Każdy pocałunek był jak iskra, która rozniecała pożar w jej wnętrzu. Jego dłonie przesuwały się po plecach i po bokach, jednocześnie odkrywając i chroniąc. Każdy ruch był pewny, a jednocześnie delikatny, jakby bał się złamać coś kruchego, co miało w sobie ogromną wartość.


— Jesteś krucha… i silna jednocześnie — wyszeptał do jej ucha. — Jak szkło, które pęka, a odbija światło na wszystkie strony.


Lena poczuła dreszcz, który przeszedł po jej kręgosłupie. Każde słowo, każdy gest, każdy oddech tworzyły między nimi niewidzialną więź — napięcie, pożądanie i lęk splecione razem. Czuła, że jej granice są wystawione na próbę, a jednocześnie pragnęła pozwolić mu na wszystko, co mógł dać.


Niespodziewanie odsunął się od niej i zaczął zdejmować ubranie. W końcu stanął przed nią całkiem nago. 


Nieznajomy górował nad Leną, a półmrok rzucał cień na jego rysy, czyniąc je jeszcze bardziej wyrazistymi. Był wysoki, dobrze zbudowany — szerokie ramiona, wąska talia, mięśnie wyraźnie zarysowane pod skórą. Jego klatka piersiowa była gładka i napięta, jakby każdy oddech wypełniał ją energią i siłą.

Skóra miała lekko oliwkowy odcień, ciepła i aksamitna w dotyku, a mięśnie brzucha były wyraźnie zarysowane, prowadząc wzrok w dół ku biodrom. Jego nogi były długie i proporcjonalne, z mocnymi udami, które zdradzały codzienną sprawność.

Twarz jak wyrzeźbiona, o ostrych kościach policzkowych i wyraźnej linii szczęki, przyciągała spojrzenie. Ciemne, prawie czarne oczy lśniły w półmroku, pełne pożądania i pewności siebie, a włosy przyprószone siwizną opadały lekko na czoło, częściowo przesłaniając intensywne spojrzenie. Usta miał pełne, zmysłowe i zdecydowane, gotowe do pocałunku, a zarazem do wyrażenia dominującej troski.


Każdy jego ruch był pewny, płynny, kontrolowany, jakby znał dokładnie rytm ciała Leny i granice chwili, a zarazem potrafił je subtelnie przesuwać. W tym momencie, stojąc nago nad nią, emanował zarówno dzikim pożądaniem, jak i czułością, które mieszały się w elektryzującą aurę między nimi.


Nieznajomy nachylił się nad nią obdarzając głębokim pocałunkiem. Gdy powoli zdejmował jej koronkowe stringi, Lena zrzuciła z siebie biustonosz prezentując swoje krągłe piersi o idealnie okrągłych, ciemnych brodawkach. Mężczyzna bez zawahania rozchylił jej uda, wnikając w nią powoli, zmysłowo, w rytmie, który był zarówno namiętny, jak i kontrolowany. Lena zacisnęła palce na jego ramionach, pozwalając ciału reagować naturalnie, a umysł próbował śledzić to, co działo się między nimi. Było w tym coś niebezpiecznego, jak stanie na cienkiej szklanej tafli i wiedziała, że każda chwila mogła złamać iluzję bezpieczeństwa, a jednak nie chciała się cofnąć.


— Czuję cię… — wyszeptał, przyciskając ją mocniej do siebie. — I nie chcę niczego więcej poza tym, co jest teraz.


Jego dłonie przesuwały się po jej ciele, wywołując w niej kolejne fale przyjemności. Każdy ruch był jak dotyk ostrza i pióra jednocześnie, ostry w intensywności, lekki w subtelności. Lena czuła, jak każda komórka jej ciała wibruje, a jednocześnie myśli wciąż krążyły wokół mglistego obrazu Huberta, który był teraz daleko, a jednocześnie ciągle obecny w jej emocjach.


— Jesteś całkowicie moja na tę chwilę — wyszeptał nieznajomy, wchodząc w nią głębiej, pewniej. — Ale wiem, że krucha część ciebie jeszcze patrzy na świat przez szklane ściany.


Lena poczuła, jak metafora staje się rzeczywistością. Jej serce biło między pożądaniem a lękiem, jej ciało wypełniało się czułością i namiętnością, a umysł balansował na granicy między pragnieniem a zakazem. Każdy ich ruch, każdy pocałunek, każda fala rozkoszy przypominały jej, że miłość, podobnie jak szkło, może odbijać światło, ale łatwo je stłuc.


Gdy nieznajomy poruszał się w rytmie ich wspólnej namiętności, Lena pozwalała sobie na całkowite poddanie. Czuła, że granica między tym, co znane, a tym, co niebezpieczne i zakazane, jest cienka jak tafla lodu. A mimo to pragnęła ją przekroczyć.


Kiedy eksplozja przyjemności ogarnęła ją w pełni, poczuła, że nawet kruchość może być piękna. Każdy oddech, każdy szept, każde dotknięcie były jak odbicie światła w roztrzaskanym lustrze.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wakacyjny romans, część 1

Wakacyjny romans, część 7

Miłość w szklanych ścianach część 1