Miłość w szklanych ścianach, część 8

Miłość w szklanych ścianach 


Rozdział 8

Gra w cienie


La Dolce Italia Caffe tętniło ciepłym światłem i zapachem świeżo mielonej kawy, choć zegar wskazywał już kilka minut po dziewiętnastej trzydzieści. Ściany z czerwonej cegły, ciemne drewno i pojedyncze stoliki oddzielone niskimi regałami z książkami tworzyły intymną atmosferę,idealną dla tych, którzy nie chcieli być widziani, ale chcieli się widzieć.


Lena weszła powoli, z zamyśloną miną i telefonem ściskanym w dłoni jakby wciąż trzymała w nim ten SMS – „Miły występ na imprezie. Może następnym razem zamkniecie drzwi.”.


Zastanawiała się, czy to był szantaż. Czy prowokacja. A może coś jeszcze innego – coś, co miało ją odciągnąć od Huberta?


Miała na sobie luźny, ale kobiecy płaszcz w kolorze szampana, pod którym skrywała dopasowaną beżową sukienkę z dzianiny, z pozoru niewinna, ale podkreślająca linię ciała tak subtelnie, że trudno było nie spojrzeć drugi raz. Włosy rozpuściła, usta musnęła matową pomadką w winnym kolorze. Czuła, że to gra, a skoro już w nią wchodzi, zagra według własnych reguł.


Zamówiła podwójne espresso. Czekała.


Minuty mijały powoli, jakby czas specjalnie zwalniał, by jeszcze bardziej podkręcić napięcie. Przez chwilę nawet pomyślała, że to był głupi żart, ktoś z pracy, może nawet Anita… Ale wtedy usłyszała:


– Dobrze wyglądasz w półmroku. Jeszcze lepiej niż przy tamtej ścianie.


Głos. Niski, spokojny, pewny siebie.


Podniosła wzrok.

Przed nią stał mężczyzna – nieznajomy, ale zbyt pewny siebie, by był przypadkowy. Miał krótko przycięte włosy, zarost z dnia lub dwóch, elegancką marynarkę nałożoną niedbale na czarny T-shirt. Wyglądał jak ktoś, kto żyje z obserwacji innych. I dobrze się tym bawi.
Był wysoki – ale nie przytłaczająco. Jego sylwetka zdradzała ruch i siłę, jakby na co dzień robił coś więcej niż tylko siedział za biurkiem. Krótkie, ciemne włosy miał lekko zmierzwione, jakby celowo niedoskonałe. Skronie przyprószone srebrem. Twarz – nieprzyzwoicie przystojna, ale nie w sposób oczywisty. Nie był to typ z reklamy perfum, raczej ktoś, kogo kobiety zapamiętują po jednym spojrzeniu.


Głębokie, ciemne oczy o niepokojącym spojrzeniu. Usta – zmysłowe, ale powściągliwe. I ten cień uśmiechu, który wydawał się mówić: „Wiem więcej, niż myślisz”.
Mimo że w lokalu było ciepło nie zdjął marynarki. Cały jego ubiór nie wyglądał na przypadkową kombinację – raczej jak zbroja, którą wybrał starannie.
Nie nosił żadnych widocznych ozdób, żadnych znaków szczególnych. Ale Lena poczuła, że gdyby go teraz spróbowała opisać słowami… nie potrafiłaby. Zostawał w pamięci bardziej wrażeniem niż obrazem. Niebezpiecznym. Hipnotyzującym.

– Kim jesteś? – zapytała, bez zbędnych powitań. Jej ton był chłodny, ale oczy zdradzały czujność.


– Powiedzmy, że… kimś, kto lubi piękne widoki. A wasz występ był… inspirujący. – Usiadł naprzeciw niej bez zaproszenia.


– Szantaż to twoja forma sztuki? – prychnęła. – Bo jeśli tak, to wybrałeś zły cel.


– Och, nie chcę od ciebie pieniędzy. Nie chcę też, żebyś rzuciła Huberta. – Uśmiechnął się lekko. – Chcę tylko… rozmowy. Przez jakiś czas. Dyskretnej, szczerej. I ekscytującej.


Lena zmrużyła oczy.

– Czyli mam się z tobą spotykać, bo inaczej…?


– Nie ma „inaczej”. – Położył na stoliku białą kopertę. – Ale jeśli chcesz wiedzieć, kto naprawdę się tobą interesuje… to może warto się trochę pobawić?


Sięgnęła po kopertę, ale zatrzymał jej dłoń.


– Nie tu. Otwórz ją w domu. Sama.


Przez chwilę tylko na niego patrzyła. Coś w nim budziło niepokój, ale i fascynację. Jakby znał jej myśli, zanim zdążyła je pomyśleć.


– Nie wiem, kim jesteś, ale jeśli próbujesz mieszać w moim życiu, lepiej wiedz, z kim zadzierasz – powiedziała cicho, ale stanowczo.


Uśmiechnął się.

– I właśnie za to cię lubię, Leno. Do zobaczenia.


Zniknął tak szybko, jak się pojawił, zostawiając po sobie tylko zapach perfum – pieprzny, intrygujący, męski.


Tego wieczoru Lena nie powiedziała Hubertowi, że spotkanie się odbyło, nie pojechała do niego ani nie zaprosiła go do siebie. Nie zapytała go też o radę. Czuła, że to coś, co musi przetrawić sama.


Wzięła długi prysznic, pozwalając, by gorąca woda zmyła z niej napięcie, ale i obudziła ciało. Czuła się jak ktoś, kto właśnie zajrzał do mrocznego labiryntu, ale nie potrafił się już cofnąć.


Usiadła na łóżku, trzymając w rękach białą kopertę. Papier był gruby, elegancki. Wewnątrz znajdowało się zdjęcie, był to wydruk z monitoringu. Ona i Hubert. W firmowej windzie. Jego dłoń na jej plecach. Jej usta blisko jego szyi. Byli tak blisko, że aż nierzeczywiści.


Z tyłu zdjęcia dopisany ręcznie numer. Tylko tyle.


„Zadzwoń, jeśli chcesz wiedzieć więcej.”


Lena długo patrzyła na zdjęcie, potem odłożyła je na szafkę nocną i zgasiła światło. Położyła się na boku, w ciszy. Jej palce powoli przesunęły się po brzuchu, wyżej, do piersi, jakby szukała tam odpowiedzi, których nie mogła znaleźć w głowie.


Myślała o Hubercie. O tym, jak ją dotykał. Jak mówił, że ją kocha. Ale w tle tej miłości zaczął się snuć cień. Cień tajemnicy, który pachniał ryzykiem. I był cholernie pociągający.


Ciemność sypialni otulała ją jak miękka, aksamitna mgła. Tylko uliczne światła sączyły się przez szczeliny rolet, zostawiając na ścianie pulsujące smugi cienia i blasku. Lena leżała nieruchomo, z policzkiem wtulonym w poduszkę, czując jak jej ciało, mimo wyczerpania, nie chce się poddać snu.


Wciąż miała zamknięte powieki, ale obrazy same napływały pod skórę. Hubert. Jego zapach. Ciepło jego dłoni, gdy obejmował ją od tyłu. Jego oddech na karku, cięższy wtedy, gdy nie mógł już zapanować nad pragnieniem. Jego głos, ten chrapliwy szept, kiedy mówił jej, czego pragnie.


Ale teraz… do tych wspomnień wkradał się cień.


Obcy mężczyzna. Tajemniczy, zbyt pewny siebie, a jednocześnie… cholernie intrygujący. Nie dotknął jej ani razu, a jednak jego słowa, jego obecność, zostawiły ślad. Niepokój, ale i impuls.


Jej dłoń, nieświadoma, wślizgnęła się pod cienki materiał piżamy, jakby prowadziła ją potrzeba oderwania się od natłoku emocji. Wsunęła palce niżej, zatrzymując je najpierw na gładkim i płaskim brzuchu, teraz lekko napiętym i unoszącym się przy każdym oddechu. Potem powoli przesunęła je w dół, ku sobie.


Nie robiła tego szybko. Każdy ruch był jak krok w głąb czegoś, co znała dobrze, a jednak dziś wydawało się inne.


Przymknęła powieki mocniej.


W myślach zobaczyła siebie tamtego wieczoru w swoim biurze z Hubertem. Jak jego dłoń zsuwa się pod jej spódnicę. Jak jej biodra wyginają się ku niemu. Jak czuje się niegrzeczna, niepohamowana, wolna.


Ale zaraz potem w głowie pojawiła się inna scena. Kawiarnia. Tajemniczy mężczyzna pochylający się nad nią przez stolik. Jego wzrok przeszywający ją na wskroś. Głos – niski, drażniący, jak szept przy uchu.


Jej palce odnalazły teraz to, czego szukały — punkt rozpalony pragnieniem, wrażliwy aż do bólu. Zadrżała. Przegryzła dolną wargę. Nie spieszyła się. Zataczała kręgi. Gładziła się powoli, raz szybciej, raz wolniej, testując granice swojej wytrzymałości.


Z gardła wyrwał się jej cichy jęk. Czuła, jak rośnie w niej napięcie, jak zaciska się coś głęboko pod skórą.


W tej chwili nie była z Hubertem. Nie była z obcym mężczyzną. Była z samą sobą, tą podniecona, rozdarta, pełna sprzecznych emocji kobietą. Jej ciało domagało się ulgi, ale umysł – on chciał więcej. Chciał odpowiedzi. Chciał sensu w tym, co właśnie czuła.


Jej palce przyspieszyły. Biodra drgnęły w rytmie rozkoszy. Szeptała coś bezgłośnie. Może jego imię. Może własne.


I wtedy przyszło… Uwolnienie. Fala gorąca, która przeszła przez nią jak burza. Rozluźniła się, zadrżała jeszcze raz, ciężko oddychając w ciszy nocy. Czuła, jak krew bije jej w skroniach. Jak piersi wciąż są napięte. Jak ciało domaga się więcej, choć chwilowo dostało wszystko.



Leżała potem długo w bezruchu.

Cisza była głośniejsza niż wcześniej.


Nie chodziło tylko o przyjemność.

To była potrzeba odzyskania kontroli. Nad sobą. Nad sytuacją.

Tylko że… nie była pewna, kto teraz naprawdę ją ma.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wakacyjny romans, część 1

Wakacyjny romans, część 7

Miłość w szklanych ścianach część 1